Zmarły w ubiegłym roku Gordon Moore, współzałożyciel firmy Intel, znanej wielu entuzjastom techniki komputerowej, w 1965 roku zauważył na łamach magazynu „Electronics”, że liczba tranzystorów w układach scalonych podwaja się każdego roku i wyraził przypuszczenie, że tempo to będzie się utrzymywać jeszcze przez co najmniej dekadę.

Prawo Moore’a

 

Dziesięć lat później zweryfikował swoje przewidywania i stwierdził, że złożoność układów elektronicznych powinna się podwajać mniej więcej co dwa lata. Od tamtej pory zjawisko to, nazwane na jego cześć prawem Moore’a, wydaje się obowiązywać. Zaprezentowany w 1971 roku Intel 4004, pierwszy komercyjnie dostępny mikroprocesor, składał się z nieco ponad 2 tysięcy tranzystorów. Młodszy o siedem lat Intel 8086 zawierał ich już prawie 30 tysięcy. Na początku lat 90. liczba tranzystorów w procesorach przekroczyła milion, wprowadzony do sprzedaży w 2010 roku Intel Core i7-980X miał ich 1,17 miliarda, a w najnowszych układach scalonych przeznaczonych na rynek konsumencki jest ich ponad 100 miliardów. (Piszę o rynku konsumenckim, ponieważ specjalistyczne konstrukcje, takie jak Wafer Scale Engine 2, superprocesor przeznaczony do prac nad sztuczną inteligencją, składa się z 2,6 biliona tranzystorów).

 

Wykładniczy wzrost

 

Pod wieloma względami przywykliśmy do liniowego tempa życia i zmian, tymczasem rozwój w niektórych dziedzinach techniki przebiega w sposób wykładniczy, czego wyrazem jest przytoczone prawo Moore’a. Systemy komputerowe są coraz mniejsze i szybsze, a dzisiejsze smartfony przyćmiewają pod względem mocy obliczeniowej komputery osobiste sprzed dekady. Gdyby ktoś dwadzieścia pięć lat temu powiedział mi, że będę mógł spojrzeć na tryskający kolorami ekran niedużego urządzenia, z którym właściwie się nie rozstaję, sprawdzić, co grają w kinie, kupić bilet, uruchomić program z mapą okolicy i lokalizacją hulajnóg elektrycznych, zdalnie skontrolować poziom naładowania akumulatora najbliższej hulajnogi, odblokować ją przez zeskanowanie dziwacznej mozaiki (kodu QR), pojechać przez miasto do celu kierując się trasą wyznaczoną w mgnieniu oka przez to samo urządzenie, a gdy dotrę na miejsce przejazd sam się opłaci z mojego konta… spojrzałbym z niedowierzaniem. Naprawdę nie muszę wyciągać podniszczonego od ciągłego używania papierowego planu miasta, pędzić na przystanek, żeby zerknąć na godzinę odjazdu autobusu podaną na steranej życiem tabliczce, pamiętać o kupnie biletu w kiosku, a jeszcze wcześniej sprawdzić repertuar kin w lokalnej gazecie? Nawet mnie, facetowi raźno zmierzającemu do pięćdziesiątki, cyfrowa codzienność wydaje się już dość normalna, a co dopiero wchodzącemu dziś w dorosłe życie pokoleniu, które urodziło się ze smartfonem w ręku. Młody człowiek, zatrudniony do prac pomocniczych we współczesnym śledztwie w sprawie tragicznej śmierci Anne Frank i jej bliskich w czasie II wojny światowej, poproszony przez prowadzącego dochodzenie o zweryfikowanie adresów i numerów telefonów świadków w książce telefonicznej z lat 60., chętnie przystał na wykonanie zadania, miał tylko jedno pytanie: „Co to jest książka telefoniczna?”*.

 

„Prawa” podobne do spostrzeżenia Moore’a zdają się obowiązywać też w innych gałęziach nauki i wiedzy. Eksperci mówią o szybkim tempie rozwoju w dziedzinie odnawialnych źródeł energii, wyrażonym wykładniczym przyrostem mocy uruchamianych instalacji fotowoltaicznych, a także w obszarze biotechnologii oraz sztucznej inteligencji. Niektórzy, tacy jak futurysta Jamie Metzl, autor książki „Superkonwergencja. Jak rewolucje w genetyce, biotechnologii i AI mogą odmienić nasze życie”, pokazują jak bardzo zmienił się obraz świata w ciągu ostatnich lat i sugerują, że równoległy postęp w wielu aspektach techniki wzajemnie się napędza, a innymi słowy wielkimi krokami zbliżamy się do technologicznego przełomu.

 

Osobliwość technologiczna

 

Pierwsze wzmianki na temat hipotetycznego punktu w przyszłości, w którym rozwój technologii, a w szczególności sztucznej inteligencji, osiąga tempo, przy którym nie będziemy w stanie przewidzieć toku dalszych zmian, pojawiły się już w połowie ubiegłego stulecia. Punkt ten nazwano osobliwością technologiczną (ang. technological singularity), a koncepcję tę spopularyzowali między innymi Vernor Vinge w opublikowanym w 1993 roku eseju „The Coming Technological Singularity” oraz Ray Kurzweil w książce Nadchodzi osobliwość (2005) i jej kontynuacji The Singularity Is Nearer (Osobliwość jest bliżej; 2024). W swoim eseju Vinge napisał, że nadejście tego momentu może oznaczać koniec ery ludzkości, ponieważ nowe, superinteligentne algorytmy będą wówczas w stanie modyfikować i usprawniać same siebie w sposób wykraczający poza pojmowanie człowieka. Przewidywał, że może do tego dojść jeszcze przed 2030 rokiem. Kurzweil zaś, opierając się między innymi na prawie Moore’a i jego ekstrapolacji na inne obszary rozwoju technologicznego, zasugerował, że kolejne przełomy techniczne zachodzą w malejących odstępach czasu, asymptotycznie dążących do minimum, które ma wypaść około 2045 roku.

 

Czy to rzeczywiście możliwe, a jeśli tak, to co nas czeka? Każdy użytkownik internetu i systemów teleinformatycznych pozostawia po sobie niezliczone cyfrowe ślady, które są coraz sprawniej analizowane i przetwarzane przez nieustannie doskonalone mechanizmy sztucznej inteligencji. Ona zaś, mając do dyspozycji rosnącą pulę danych i większą moc obliczeniową, ma znakomite perspektywy do dalszego rozwoju, co przypuszczalnie zbliża nas do momentu, w którym algorytmy będą w stanie doskonalić same siebie. Czy w świecie tak silnej AI będzie jeszcze miejsce dla człowieka? Kurzweil uważa, że osobliwość stanowi „przerwanie ciągłości tkaniny odzwierciedlającej historię ludzkości”. Optymiści snują wizje raju, w którym dzięki postępom biotechnologii i bioinżynierii ludzie będą mogli żyć właściwie wiecznie, czarnowidze mówią o dehumanizacji ludzkości i jej całkowitym zdominowaniu przez inteligentne maszyny na wzór historii kreślonych w wielu książkach i filmach science fiction, choćby w kultowym dla wielu „Matrixie”.

 

Nie brakuje też sceptyków wskazujących na naturalne ograniczenia prawa Moore’a i szeroko pojętego rozwoju technologicznego, docieramy bowiem do fizycznych granic możliwości układów półprzewodnikowych. Niektórzy twierdzą też, że stworzenie struktury choć w części przypominającej ludzki mózg, z jego niewyobrażalną wręcz złożonością, jeszcze przez długi czas będzie niemożliwe. Sztuczna inteligencja niekoniecznie jednak musi być podobna do naszej. Wyobrażając ją sobie, być może zbyt pochopnie przypisujemy jej ludzkie cechy.

 

Niemniej jednak, gdy zerkam na leżący obok smartfon, po raz kolejny dochodzę do wniosku, że narzędzia, których istnienie jeszcze do niedawna wydawało się mrzonką, dziś są faktem i korzystamy z nich (być może nawet zbyt) odruchowo. Jak się wydaje, wciąż jeszcze nadążamy za wykładniczym postępem rozwoju technologicznego, lecz nasze pojmowanie zachodzących zmian oraz ich konsekwencji dojrzewa znacznie wolniej. Tymczasem, zanim świat nie stał się jeszcze całkiem osobliwy, korzystając z ładnej pogody podjadę do lasu na spacer… To gdzie ta najbliższa hulajka?

 


* Rosemary Sullivan, Kto zdradził Anne Frank.